Dzieci do lat pięciu wykrzykują głośno moje imię. Chwytają
mnie za nogi i wiszą jak małpy. Dwu letni chłopczyk siedzi mi na kolanach.
Dziesięć minut, trzydzieści…On nadal siedzi nieznudzony. Mama nosi go w chuście
na plecach. Zawsze. Tulenie to coś nowego.
Dzieci do lat dwunastu wykrzykują głośno moje imię, mój wiek
i pytanie „How are you?” Najpierw poszukiwały słodyczy. Teraz poszukują we mnie
atrakcji. Dlatego biegam z nimi już drugą godzinę. Ciężko wytłumaczyć im zasady
zabawy. Nie znam bemba. Dzieci przekrzykują mój łamany angielski. Z trudem
dochodzimy do porozumienia. Zaczynamy zabawę. Inne dzieci widzą, że zabawa jest
atrakcyjna, dlatego biegną w naszą stronę. Tłumaczenie zaczynam od początku.
Młodzież nie wykrzykuje mojego imienia i o nic mnie nie
pyta. Czas się zapoznać. Idę pograć z nimi w siatkówkę. Śmieją się ze mnie. No
tak…jestem biała. Mówię jak mam na imię, a oni śmieją się jeszcze bardziej.
Przecież „Ilona” to najzabawniejsze imię w całej Zambii. Nikt nie mówi po
angielsku, bo w bemba łatwiej im się komunikować. Nikt do mnie nie podaje-
przecież jestem biała. Mogę się jedynie uśmiechać. Chłopak typu cwaniaczek
„przypadkowo” trafia piłką w moją głowę. Moje zęby już się nie szczerzą tylko
zaciskają.( Boże, pokory!) Wdech, wydech. Biegnę pod siatkę, uderzam w piłkę i
zdobywam punkt. Zostaję włączona do gry. (Jak dobrze że umiem grać w siatkówkę)
Wspólnie rozgrywamy jeszcze kilka dobrych akcji. „It was good!”- mówi Steven
przybijając mi piątkę. To jednak umiesz mówić po angielsku cwaniaczku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz