Przeciąg w oczach. Suche powietrze wlatuje przez otwarte
okna autobusu. Plącze się w perułkach pań, śliska po spoconej skórze panów,
wyciera dziecięce nosy i osusza moje przeterminowane soczewki.
Czym by tu przetrzeć oczy? Oglądam swoje dłonie, które przed
chwilą strzepywały słomę i piasek z siedzenia. Patrzę na koszulkę, w którą
wtulały się dzieci. Zostawiły na niej trochę kurzu, trochę smarków, trochę
shimy.
Mogę zamknąć oczy i zasnąć. Przede mną trzy godziny jazdy.
Mogę zamknąć oczy, ale nie mogę zasnąć. Autobus mną szturcha. Koła wpadają w
dziurę, a moja głowa uderza w fotel. Koła zatrzymują się na przystanku, a okna
oblepiają damskie dłonie. Prawa ręka puka, a lewa przyciska do szybę banany,
wodę i ryby.
Nie mogę zasnąć, ale mogę zamknąć oczy.
Jestem w Mansie. Widzę Agatę grającą na gitarze. Śmieję się
z Beti i jej afrykańskich dolegliwości. Przechadzam się po Shoprite, w którym
czuje się jak w Tesco – dziesięciominutowy powrót do Europy. Biegam po
szpitalu, żeby załatwić badanie wzroku - kasa na lewo, badanie na parterze,
pieczątka na pierwszym piętrze, łazienka na dole.
Otwieram oczy.
- Muzungu! – wyrwało mi się na widok białej dziewczyny,
która jedzie na rowerze.
Poruszenie w autobusie. Biała dziewczyna dziwi się na widok
białej dziewczyny i jeszcze nazywa ją po afrykańsku – muzungu.
- Dziwisz się na widok białej dziewczyny? – pyta Pan z
przodu, rozbawiony moją reakcją. -Jak się czujecie z tym, że wyglądacie
inaczej?
- Normalnie. Jak w domu – mówi Krzysiek.
- Czasem wydaje mi się, że moja skóra jest czarna –
odpowiadam.
Zamykam oczy. Nie mogę spać. Pan z przodu rozpoczyna
przemowę. O tym jak to dobrze, że przyjechaliśmy do Afryki, jak to było w
Zambii pięćdziesiąt lat temu, jak to wszystkim się wydaje, że biali to bogaci,
o tym że…dziecko obok zaczyna wrzeszczeć. Nic nie słyszę, ale przytakuję głową.
Lufubu.
Ilona!
Ilona, Ilonaaaaa!!! Iiiiloooooonaaa!!! Chriiissss! Chris, Chris! Ilona,
Chris!!!!!
Maxwell zrywa plecak z moich ramion. Lucy próbuje zdjąć
czapkę z głowy Chrisa. Agnes biegnie w naszą stronę i rzuca mi w ramiona
swojego dwumiesięcznego synka. Adrian pokazuje mi swój rozcięty palec.
Lufubu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz