Bóg stworzył człowieka, więc
człowiek z natury jest dobry.
Świat karmi go zazdrością, pychą, rządzą władzy, egoizmem i
tym podobnymi rzeczami.
Bóg nie stworzył ludzi-marionetek.
Człowiek sam decyduje, czym się żywi.
Dziewczynki z Lufubu wychowują słońce i księżyc. Ich świat
kończy się tam, gdzie znika horyzont. Jeśli zachowują się egoistycznie, to
nauczyły się tego TU. Jeśli biciem rozwiązują problemy, to nauczyły się tego
TU. Jeśli w wieku 15 lat zachodzą w ciąże, to powielają schematy, których
nauczyły się TU.
Błędne koło kręci się od wielu lat. Z braku wiedzy i
doświadczenia, nic go nie hamuje. Do zmiany przykrego biegu wydarzeń potrzebna
jest rewolucja.
Dziś do Lufubu przyjechało 50 rewolucji z City Of Hope.
Dziewczęta pod czujnym okiem sióstr salezjanek mieszkają w stolicy Zambii. Do
ośrodka trafiają jako sieroty z ciężkim bagażem doświadczeń. Molestowanie,
bicie, narkotyki, gwałt, prostytucja to znaki, którymi kierowało się ich życie.
Pewnego dnia zatrzymało się na salezjańskim przystanku City of Hope, w którym
toczy się do czasu ukończenia 12tej klasy.
Myślę że każdy Polak wiek co mamy na myśli, gdy oceniamy
czyjeś zachowanie i mówimy ‘warszafka’. W Zambii też to obowiązuje.
Pierwszą oznakę stolicy w Lufubu odczuwam na wieczornej modlitwie
– dziewczyny z Lusaki przychodzą w pidżamach. To znaczy, że one mają pidżamy.
Druga oznakę widzę, gdy zwiedzamy farmę – dziewczyny nie
chcą chodzić po błocie i przeskakują z kamienia na kamień, mimo że mają buty.
Trzecia oznaka – mango. W Lufubu drzew mango jest trzy razy
więcej, niż domów. W Lusace zamiast nich rosną ulice, budynki i sklepy.
Dziewczyny rzucają się na mango jak wygłodniałe hieny. Pożerają więcej, niż są
w stanie pomieścić.
Kolejne oznaki to pisk na widok jaszczurki, narzekanie na
komary, kręcenie nosem, który odczuwa wiejskie zapachy.
Do dzisiejszego dnia mój zambijski świat, zamykał się w
Lufubu. Nie znałam mentalności ludzi z miasta.
W Polsce kontrast między miastem, a wsią zaciera się. W
Zambii nadal jest drastyczny.
Spędzam cztery dni, w gronie stu przedstawicielek tych dwóch
odmiennych miejsc, dwóch sióstr
salezjanek, i czterech wolontariuszek – w tym Moniki i Wiolki z Polski.
A co w planie?
Talent show.
Afrykańczycy wyssali z mlekiem matki zdolności taneczne.
Mimo że każdy przedstawia podobny talent, to każdy z nich jest unikatowy.
Dziś mury Oratorium zapchane są przez lufubiańczyków, którzy
prezentują swoje talenty. Kto nie tańczy i nie śpiewa, patrzy jak sroka na
występy dziewczyn z Lusaki.
Ich ruchy zlewają się z rytmem muzyki. Świadome swoich
zdolności, gną swoje ciało we wszystkie strony jakby było z gumy. Dodatkowo
układ choreograficzny odbiera mi pewność, że pod ich skórą kryją się kości.
Czas na Lufubu. Na scenę wychodzi Catherin. Nuty
wydobywające się z głośników, zamieniają ją w węża. Dziewczynka wije się w
powietrzu. Jej ciało z ziemią, łączą jedynie minimetry skóry, które ma na
palcach stóp.
Tumba falls.
Nogi zwisają mi z przyczepy. Czuję jak Eva chwyta mnie za
rękę. Boi się, że wypadnę. Siedzę w ciężarówce, którą wypycha setka murzynek i
tysiąc decybeli śpiewu.
Miałam do wyboru – walczyć o powiew tlenu w środku
przyczepy, albo być o krok od śmierci, przy każdej dziurze w asfalcie. Mój
wybór, usadził mnie na samej krawędzi podłogi. Moje oczy nie narzekają. Mają
najlepszy widok na wzgórza, które kryją wodospad.
Woda uwypukla kolejny kontrast. Dziewczyny z Lusaki mają
stroje kąpielowe.
Woda rozmywa kontrast, kiedy wszystkie wchodzą do wody i
krzyczą jak małpy.
Noc z dziewczynkami.
W Afryce zasypiam w 15sekund. Zambijski klimat męczy mnie
szybciej, niż ten polski.
Leże już trzecią godzinę, więc dlaczego nie mogę zasnąć?
Może dlatego, że śpimy w ponad pięćdziesiąt dziewczyn na
poddaszu? Nasze nosy walczą o powietrze, a mój zdaje się być najsłabszy.
A może, dlatego że Sylwia, co chwila kopie mnie w udo?
Leżymy ułożone jak sardynki. Każdy ruch potrząsa pozostałymi.
A może to ta burza? Deszcz bombarduje blaszany dach. Grzmoty
błyskawic wypełniają mi uszy.
Zamykam oczy na dwie godziny. Budzi mnie palec Reginy, która
wykonuje znak krzyża na moim czole.
- God bless you – wydobywa się z ust dziewczynki.
- What time
is it? – pytam ledwo przytomna
- 05.00
- So, why
don’t you sleep?
- Sun! – odpowiada z oburzeniem Regina. Przecież to oczywiste,
że skoro słonce świeci, to nie można spać.
Środa 04.00. Dziewczyny z City Of Hope opuszczają Lufubu.
Zaspane głosy lufubianek wyśpiewują pożegnalną pieśń.
Ogólny plan został zrealizowany.
Po za nim, każdy zrealizował swój własny, który spontanicznie
odcisnął się w jego pamięci.
Na przykład.
Msza pod wodospadam, która dla Diany z Irlandii była
najlepszą, na jakiej była.
Kąpiel pod prysznicem, z którego Sylwia korzystała cztery
razy w dniu, bo to o wiele lepsze od rzeki.
Niebo w Lufubu, na którym Monika mogła poznać gwiazdy,
których nie widać w stolicy.
Nagły wyjazd do szpitala, podczas którego, przypadkowo
zabrany Maxwell mógł zobaczyć, co to szpital.
Szersze myślenie, dla mnie. Dziewczyny z Lusaki zrobiły
rewolucje w moim patrzeniu na Zambie. Mam nadzieję, że dokonały też małej
rewolucji w sercach moich dziewczynek. Tak bardzo potrzeba im spojrzeć za
horyzont.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz