W Lufubu grudzień.
Kury znoszą codziennie ponad 900jajek, a krowy dają 8 litrów mleka.
Słońce maluje niebo na niebiesko, a burza na szaroburo.
Bernard gotuje shime na obiad, a Maggie przychodzi do pracy
jak jej się podoba.
Temperatura raz zakłada bluzę, a innym razem krótkie
spodenki.
Komary przegryzają skórę, żeby wyssać z niej krewa, a węże
pchają się do domu.
Prince i Damian wrócili z college’u. Jeden do syna, a drugi
żeby grać w piłkę.
George ścina trawę narzędziem, które wygląda jak kij do
hokeja, a trwa drwi sobie z niego i odrasta za nim George skończy.
Maxwell pada twarzą w ziemię na treningu, bo ma krzywe nogi,
John ma proste i nie chce mu się trenować.
Banany gniją w domu, a mango wchodzi między zęby.
Dziewczynki tańczą przed kościołem, a ich ojcowi piją
denaturat.
Chłopcy wycinają gwiazdki z papieru, a ich matki rodzą im
rodzeństwo.
Na markecie na folii widać rozłożone grzyby, a w powietrzu
dalej czuć swąd ryb.
Chiola beczy, że dostała 2 krople mleka mniej, niż Davis, a
ten dalej ma 5 plastrów na nodze.
Mój pokój zawaliło 140kg ‘wszystkiego’ z Polski.
Szczeniak jeszcze nie widzi, a już woli shime, niż mleko.
Priskowia dalej nie rozumie, że nie rozumiem bemba.
Siostra z Włoch zostanie jeszcze przez 2 dni.
Tomek przyjedzie za 3.
A Jezus, rodzi się za tydzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz