Kochana Matko Polsko!
Pierwszy raz odkąd się znamy, nie spędzam 11ego listopada
razem z Tobą. Wiem, że dla Ciebie jest to szczególny dzień. Wiedz, że dla mnie
również. Mimo że jestem 13 tysięcy kilometrów po za Twoimi matczynymi
ramionami, to nadal czuję się w pełni Twoją córką.
Jak spędziłam dzisiejszy dzień? Nie po polsku.
Rano pojechaliśmy z Księdzem Gienkiem na mszę do kościoła
oddalonego o 50km od Lufubu. To jedna z tych wiosek, w której ksiądz na mszy
pojawia się dwa razy do roku. Korzystając z okazji, mieszkańcy dodatkowo proszą
o sakramenty. Tym sposobem byłam świadkiem 13 chrztów i ślubu. Przez całą mszę
Afryka żyła w moim umyśle. Prostokątny kościół z czerwonej cegły wypychali
ludzie i muzyka. Śpiew odbijał się od każdej cegły, wpadał mi do uszu i grał w
umyśle.
Panna młoda jak na kobietę przystało owinięta była w
chitengą. Zamiast welonu jej plecy zakrywało kilkumiesięczny dziecko. Jego
starszy o rok brat, pełnił rolę świadka i trzymał Pana młodego za palec.
Nie było obrączek, życzeń, wesela, kwiatów, makijażu. Było
tylko to, co najważniejsze – przysięga przed Bogiem.
Było też 5 minut dla mnie. Goście w wiosce to wielkie
wydarzenie. Gdy tylko pojawi się ktoś nowy, zostaje oficjalnie powitany. Na
koniec mszy wyszliśmy z Krzyśkiem przed ołtarz razem z kilkoma murzynami. Z
dumą mogliśmy powiedzieć, że JESTEŚMY Z POLSKI. Dostałaś Polsko, zambijskie
brawa.
Co jadłam dziś na obiad? Afrykę.
Gospodyni posiłek gotowała na dworze. Zaprosiła nas do
swojej afrykańskiej chaty. Sześcienny pokój zastawiony był przez 5 krzeseł i
stół, czyli tyle ile jest w stanie pomieścić. We wnętrzu panował półmrok.
Posiekane promienie słońca wpadały przez słomiany dach. Palce w ruch. Shima, kurczak, fasola –
najwięcej oczywiście dla białych. Bo biali mają dużo, więc muszą zawsze
dostawać najwięcej.
Jak spędziłam popołudnie? Bez Polaków.
Zawartość mojego domu pojechała z drużyną Don Bosco i
dziećmi z Oratorium na mecz do Kazembe. Ktoś musiał pilnować dobytku i być w
Oratorium dla tej 20stki, która nie zdążyła wepchnąć się do ciężarówki.
A wieczór? Z Polakami.
Bat Czongo poszedł do kliniki z bramkarzem z naszej drużyny,
który rozciął sobie wargę. Byliśmy sami Polacy. Z Polskim różańcem i biało-czerwoną
flagą przewieszoną przez płot.
„Cudze chwalicie, a swego nie znacie”. Mądre zdanie. Dziś
nabrało dla mnie nowego sensu. Bo faktycznie Polsko, teraz poznaję Cię z innej
strony. Tej zewnętrznej. Dzięki temu stajesz mi się bliższa. Wiem, że masz
wiele trudności i nie wszystko jest w Tobie idealne. Ale czy gdzieś jest
inaczej? Nie ma idealnych ludzi, więc nie ma idealnych miejsc.
Pierwszy raz czuję, że jestem z Tobą tak blisko.
Bo nic tu nie jest takie jak u Ciebie.
Twoja córka z Zambii – Ilona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz