czwartek, 16 maja 2013

MINĘŁO DZIEWIĘĆ MIESIĘCY


Dziewięć miesięcy.
W tym czasie mogłabym już urodzić dziecko. Mieć dziecko z Afryką.
Dziecko jest, ale nie moje. Przybiega do mnie George, w akompaniamencie Zula. Mówią o Szafirze, która zaczęła rodzić, ale są jakieś komplikacje i proszą, żebym zawiozła ją do szpitala. Zarówno George, jak Safira pracują na naszej farmie. Cała ich liczna rodzina, bracia i siostry są związani z naszą placówką. To oni wychowują Maxwella Bundę, który skradł mi serce. George skończył salezjańską szkołę stolarską w Kazembę. Ma wszystkie te cechy charakteru, które pozwalają powiedzieć, o człowieku, że jest poczciwy. Gdy się na niego patrzy, to ma się wrażenie, że chciałby usunąć się ze świata, żeby przypadkiem komuś nie zawadzać.
Zawożę oboje do szpitala. W drodze powrotnej George mówi do mnie:
- Dziękuje Ci Ilona, bardzo nam pomogłaś. Niekomfortowo, byłoby wieść Safirę do szpitala na rowerze.
To prawda. Rodząca kobieta, która siedzi na bagażniku rowera, którym kieruje jej mąż 40 kilometrów do szpitala, to rzeczywiście lekko niekomfortowa sytuacja. Takie realia. Ludzie z Lufubu nie mają samochodów, a do szpitala daleko.

Cieszę się. Cieszę się z zaistniałej sytuacji. Z tego że Safi zaczęła rodzić, że zdążyliśmy zawieść ją do szpitala, że akurat ja mogłam ją zawieść, że George nie musiał wieść jej na rowerze – nie wiadomo jakby się to skończyło. Tak naprawdę nie zrobiłam nic wielkiego, a pomoc którą okazałam, jest zwyczajna jak poranna kawa. Zwykłe zauważenie drugiego człowieka. Bez wielkich planów, bez poczucia że zmieniłam świat, bez podziwu osób trzecich, a daje tyle radości.
Tego uczy mnie Lufubu od dziewięciu miesięcy. Zauważać ludzi. Każdych. Nie tylko tych wielkich, którzy błyszczą na ekranach telebimów i reklamują pastę do zębów, która leczy próchnice i problemy świata. Nie tylko tych, którzy zaczęli tańczyć z gwiazdami, a potem przez aktorstwo, wygrali festiwal w Sopocie. Nie tylko tych, którzy jedną reformą, chcą potroić budżet państwowy, a potem i tak zostaną osądzenia o korupcję. Patrzę na tych, którzy nigdy nie mieli telewizora w domu. Na tych których świat kończy się w obrębie 10 kilometrów. Czasem trudno mi na nich patrzeć. Moje oczy za dużo chciałaby zrozumieć, za dużo stawiają pytań, zbyt wiele widzą bezsensu, a za mało jeszcze człowieka.

My niewolnicy Internetu i Telewizji uwielbiamy patrzeć na „sławnych” ludzi. Wiemy jakiego szamponu używa Krzysztof Ibisz, a niekoniecznie pamiętamy, o urodzinach naszej babci. Sasję ślubną Kasi Cichopek, obejrzało pewnie pół Polski, ale na zdjęcia z wakacji siostry, już nie koniecznie starcza czasu.
Czy naprawdę talent aktorski jest dla nas tak ważny, że ludzi, którzy się tym fachem zajmują, zapraszamy do programów śniadaniowych i z zapartym tchem słuchamy, co mają do powiedzenia o rozwodach i aborcji? Czy to dlatego, że tak bardzo brakuje nam autorytów? Czy w naszym państwie nie ma już moralnie dobrych ludzi, których chcielibyśmy słuchać?

W hałasie telewizora, radia, w zamkniętym polu widzenia gazet i Internetu, nie słyszymy samych siebie, a co dopiero słyszeć i zauważyć drugiego człowieka. Co dopiero usłyszeć Boga.

W mądrej książce (Wolni od niemocy – polecam) przeczytałam, że imię szatana - Lucyfer to z hebrajskiego LO-CIFIR, co oznacza „nie liczyć”. Szatan to ktoś, kto w ogóle się z nami nie liczy. Ten z nas, kto nie liczy się z drugim człowiekiem, trzyma z szatanem. Trzymających się jest wielu. Jedni są lekko przyklejeni, a inni zaspawani metalem nierdzewnym. Jednych trzyma rządza pieniędzy i sukcesu. Innych zapatrzenie w siebie i swoje potrzeby. A inni wprost przejmują strategie szatana i nie liczą się z ludzkim życiem, gdy opowiadają się za aborcją.

Po cokolwiek Bóg przysłał mnie do Lufubu, to wiem że jednego uczy mnie w Afryce na pewno. Jak patrzeć na ludzi. Patrzeć Jego oczami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz