Po ośmiu miesiącach spędzonych w Afryce spadły moje oczekiwania, co do jakości. Nie wymagam od obiadu, żeby był
dobrze przyprawiony. Nie wzrusza mnie brak prądu. Nie dziwi mnie kontakt z
trzydziestoletnim analfabetą. Zapominam co to jest szacunek dla czyjejś
własności. Kłamstwo i kradzież są wręcz oczywiste. Nie dość że mnie to nie
dziwi to już nawet nie czuję się zbulwersowana, gdy ktoś mnie okłamie.
Nie staram się teraz nikogo usprawiedliwiać. Po prostu Bóg
postawił mnie w sercu afrykańskiego życia. Mimo woli, musiałam osłuchać się z
dźwiękiem jego bicia. Czy zgadzam się z takim zachowaniem, to już inna kwestia.
Na pewno nie mam zamiary zmieniać zambijskiej mentalności. Nie mam też zamiaru
nią przesiąknąć.
Jako ludzie jesteśmy wpływowi. Ulegamy naciskom bliskim nam
osób, oczekiwaniom społecznym, działaniom grupy. Co silniejsi i bardziej
wytrwali uparcie idą własną unikatową drogą, a potem nazywani są przez innych
wariatami.
Co innego gdy zmienia się wszystko. Gdy wpadasz w sam środek
innej kultury. Gdy wokół nie ma nikogo, kogo myśli toczyłyby się tym samym
torem. Gdy nawet słońce świeci intensywniej i jedzenie smakuje inaczej. Gdy z
dnia na dzień zmienia się wokół Ciebie wszystko, zmieniasz się też Ty. Jedno
wiem na pewno - 14 sierpnia 2012 roku przestałam być tą samą Iloną. Niby nic w
tym dziwnego, a nawet to oczywiste, bo przecież codziennie kładziemy się spać
inni. Zmieniani przez doświadczenia, przez ludzi których spotykaliśmy w ciągu
dnia, przez szereg sytuacji i problemów. Często nawet nie zdajemy sobie z tego
sprawy.
W Afryce wpływa na mnie tyle rzeczy, tyle osób i sytuacji,
że czuję jak Zmiana, co wieczór zamyka mi oczy, żeby rano otworzyć je już w
nowym spojrzeniu. Mój świat nie jest już taki sam. Rozszerzył się po za Polskę,
po za Europę, po za schemat myślenia kraju z wyższej półki.
Jak bardzo mogłabym się w tym wszystkim pogubić. Jak trudno by
mi było, gdyby nie Bóg.
Bo gdy usilnie poszukuje oparcia.
Gdy nie wiem jak powinnam postąpić.
Gdy dobro miesza mi się ze złem.
Gdy już nie wiem czy bardziej ja nie rozumiesz innych, czy
inni mnie.
Gdy pytania uganiają się za innymi pytaniami.
To mam w tym wszystkim coś, co daje mi gwarancję, że się nie
pogubię. Każda moja droga ma drogowskaz. Każde pytanie ma odpowiedź. Każda
wątpliwość zostaje rozchwiana. Każdy upadek, zamienia się w zwycięstwo. Każdy
problem zdaje się być już rozwiązany. Mam odpowiedzi, wskazówki, prawa,
potwierdzenia, prawdę, bo mam Pismo Święte.
Pismo święte, którego nie obchodzi czy jestem nadal w
Europie, w Afryce, czy może w Ameryce Południowej. Niezależnie od tego czy
otaczają mnie murzyni, hindusi, czy eskimosi. Bez związku z moim nastrojem, z
problemem, z potrzebą. W Piśmie Świętym jest droga mojego życia jako
dziewczynki, jako kobiety, jako wychowawcy, jako ucznia, jako córki i matki.
Pismo Święte którego nie obchodzi czas, wiek i płeć. Gdzie każde słowo, a nawet
przecinek jest zaplanowane, po to żeby każdy, absolutnie każdy, kiedykolwiek,
gdziekolwiek i jakkolwiek ZAWSZE odnalazł w nim drogę.
14ego kwietnia z impetem minęłam znak ‘Osiem miesięcy w
Afryce”, gdy mapa mojego życia pokazywałam „Tanzania”. I jak tu nie wierzyć w cuda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz