- Ilona
why you are shouting all the time?? – pyta mnie piętnastolenia Regina .
Chyba moj poziom cierpliwości sięga dna.
Czas na wakacje
Wyrwałam się z Lufubu dzięki Fatherowi Czesterowi, który
jechał do Mansy.
Z Mansy do Kabwe zabrał mnie Father Michael. Po
wielkanocnych uniesieniach, czas było dostać się do Kapri Mposhi, złapać pociąg
do Tanzanii. Akurat jechał tam prowincjał Hindus.
Tym sposobem przemierzyłam 900km gratis.
Jednak największe szczęście widzę teraz. Pośród miejscowego
brudu i kurzu, które zaklejają oczy, widzę białą postać
- Siostra Angelika ?? Siostra Angelika!! – krzyczę, aż czuję
ucisk w gardle. Jest to o tyle dziwne, że nigdy wcześniej jej nie spotkałam.
Słyszałam tylko o siostrze wariatce z Kapri, która dokonuje cudów na swojej
placówce, a wszystko przypisuje pozytywnemu myśleniu.
Biegniemy z Anką w jej stronę.
- Aaaa! To wy jesteście te dziewczyny, które jadą dziś do Tanzanii?
Wsiadajcie do auta, pokarze Wam naszą placówkę.
Siostra Angelika z Polski przyjechała do Zambii 15 lat temu,
a od 13 jest w Kapri Mposhi. Jest jedną z tych osób, której oczy zdają się być
szersze z nadmiaru energii. Spotkałam w życiu wiele osób, które lubię za sam
fakt tego, że są. Siostra Angelika dziś zajęła miejsce w pierwszej dziesiątce
moich ulubionych ziemskich postaci.
„Gdy przyjechałam do Kapri zastałam tu mały sypiący się dom
dla sióstr i maleńkie przedszkole, które mieściło 50 dzieci. Dziś mamy
przedszkole, primary school, secondary school – łącznie ok. 1700 uczniów. W
historii szkoły nie było jeszcze ucznia, który by nie zdał egzaminów. To jedna
z najlepszych szkół w Zambii. Z resztą same zobaczycie.” Opowiada siostra.
Droga z centrum na placówkę, zajmuje nam jakieś 7 minut.
Tyle też zajmuje siostrze podniesienie mojego poziomu radości do maksimum.
- Siostra ukradła to miejsce z Baśni Andersena ? – pytam,
gdy widzę to co widzę.
Z muru, który oplata placówkę witają nas wizerunki świętych
i aniołów – cała śmietanka kolorowa i uśmiechnięta. Gdy przekraczamy bramę
wjazdową, czuję się jakbym trafiła do innej czasoprzestrzeni. Każdy budynek,
ściana czy płot to cała paleta barw. Dostaję oczopląsu, gdy staję przed morskim
przedszkolem, całym ozdobionym kolorowymi kołami. Wokół pełno kwiatów,
kwiateczków, drzew, drzewek, krzaków i krzaczków, których kwiaty mieszają się
pomiędzy żółto-czerwono-filetowymi płotami. Dom sióstr leży w centrum. Nie jest
ogrodzony żadnym murem, tak jak na każdej innej placówce. Otacza go drewniany,
niski plot w kolorach tęczy. Mam wrażenie jakbym była w wesołym miasteczku.
Ceglaste płytki prowadzą mnie do drzwi w kolorze trawy, które otaczają mury
obmalowane różami, koniczynami i tulipanami. Nigdy w życiu nie czułam się przytłoczona
przez kolory. Teraz atakują mnie z każdej kolory.
- Sama wszystko namalowałam. Gdy tu przyjechałam było tak
szaro, że chciało mi się płakać. A przecież nie żyjemy po to żeby się smucić,
no nie? – wypływają słowa siostry, z pomiędzy zębów ułożonych w uśmiech. –
chodźcie do środka.
Przekraczam próg domu. Gdyby nie fakt, że czuję się naćpana
od radości, powiedziałabym że dom jest kiczowaty. Teraz jednak te wszystki
obrazki na ścianach, cytaty z pisma świętego, aniołki, kwiatki, afrykańskie
ozdoby i zasłonki, zdają się tworzyć harmonijny ład szalonego świata siostry
Angeliki.
Oglądam zdjęcia sprzed 10 lat. Zdjęcia szarej ziemi,
pierwszych murów, wykopanych dołów. Zdjęcia które krzyczą do mnie z albumu –
„Zobacz co można zrobić, jeśli się wierzy i jest się wytrwałym”. Szarość zdjęć
od czasu do czasu zakłóca biała postać siostry z pędzlem w ręku, siostry, która
zwozi żwir, siostry która biega z łopatą.
- Jak zaczęłam budować pierwszą szkołę, to miałam pieniądze
tylko na wykopanie dołów. Sama zwoziłam żwir i szukałam pracowników. Wszyscy
mówili że jestem szalona, no bo jak chce budować bez pieniędzy. Odpowiadałam
im, że tu nie chodzi o to, żeby starczyło mi pieniędzy. Tu chodzi o to żeby
starczyło mi radości.
Kolejna podróż samochodem. Dołączyli Agata z Krzyśkiem,
jedziemy kupić bilety na pociąg. 20 minutowa podróż autem zamienia się w
rekolekcje. Siostra prowadzi częste spotkania dla zakonników, dla sióstr, dla
młodzieży, w którym jak sama twierdzi – nie mówi o niczym o czym nie wiemy, ale
o wszystkim o czym zapominamy.
-
HAPPY JOURNEY, HAPPR END!/ szczęśliwa podróż,
szczęśliwy koniec.
To co utkwiło mi najbardziej:
Bóg stworzył nas na
swoje podobieństwo. A kim jest Bóg? Radością i miłością! Bóg jest prosty. On
nie chce naszego smutku, nie po to dał nam życie. Po co wszystko komplikujemy,
po co szukamy radości w pieniądzach, w sukcesie? Przecież Bóg dał nam już wszystko.
Życie jest tylko krótką podróżą przed niebem.
Jesteś tym, co mówisz,
tym co myślisz, tym co czujesz.
Jeśli mówisz, że
zawsze masz pecha, to będziesz go mieć. Jeśli mówisz że życie jest trudne i
okrutne to takie będzie! Jak ze zła ma wyrosnąć dobro? Skoro siejesz wokół
siebie nasiona smutku i rozpaczy i to nie wyrośnie z nich radość. Zmień
myślenie! Skąd mamy czerpać wskazówki jak żyć? Z Biblii! W Biblii słowo RADOŚĆ
zapisane jest ponad 800 razy!
Oceniamy ludzi,
krytykujemy ich bez przerwy. Robimy to tak często, że zapominamy żeby cieszyć
się ich obecnością. Gdy mówimy źle o ludziach, to sami w sobie zasiewamy
zazdrość, gniew i smutek.
Nie zawsze wszystko mi
się udaje. Byłam w Stanach Zjednoczonych, w Kanadzie, szukałam sponsorów. Nie
znalazłam żadnego. Ale otrzymałam bogactwo cenniejsze, niż pieniądze.. Ja dbam
tylko o modlitwę i radość. Pieniądze same się znajdują, zsyła je Bóg.
Słucham i czuje się pijana od jej słów. Czuję jakby siostra
wyciągała zdania, gdzieś z głębi mnie. Jakby jej wykład pobudzał jakieś ospałe
synapsy w moim mózgu i wprawiał serce w inne drgania.
I tu wcale nie chodzi o to, że ona pięknie mówi. I nie o to,
że niektóry jej zdania zdają się być wyjęte z kalendarzy z morałami.
Tu chodzi o to, że to ona naprawdę żyje tym co mówi. Że
dzięki temu dokonuje cudów. Chodzi o to, że dwie godziny z nią spędzone, są
terapią radości.
- Siostro ja tu jeszcze wrócę! – mówię na pożegnanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz