Woda jest najbardziej zapracowanym żywiołem. Myje, pierze,
płucze. Zamarza, skrapla się, topnieje. Woda jest deszczem, jest śniegiem, jest
rosą. Wodę się pije, wodą się nawadnia, wodą przemywa się rany.
Ja na wodę patrzę,
Patrzę jak spada z 10 metrowej skały. Spada gęsto, żeby na
końcu rozbić się w miliony kropel, które odbijają się od kamieni jakby były z
kauczuku.
Rozglądam się wokół. Nie widzę budek z pamiątkami, tarasów
widokowych i aparatów z turystami. Widzę krajobraz tak samo, jak widział mój
przodek Afrykańczyk setki lat temu. Woda rzuca się na rośliny jak drapieżne
zwierzę i wyrywa z nich głębie koloru. Zieleń i żółć pachną dziczą.
Przeskakuje ze skały na skałę. Busz wygłusza dźwięk
wodospadu. Ukrywa jaskinie buszmenów, których szukamy. Afrykańczyk nie
zanieczyszcza buszu znakami drogowymi. Afrykańczyk drogi zna, dlatego on do
jaskini trafiał, a my nie trafiliśmy.
Jeziora szuka się łatwiej. Rzeka to niezawodna przewodniczka,
który dba o swoich turystów. Rozrzedza powietrze, które lepi płonące słońce. Zaprasza nas do kąpieli. Korzystamy z tej świeżości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz