piątek, 5 kwietnia 2013

Hakuna Matata


Czemu moje oczy tak działają?
Widzą tylko skrajności i kontrasty. Tylko na nich potrafią się skupić, kodować, zapisywać…
I widzę:
Amerykanina w koszuli w kratę, która czyta gazetę, przed kobietą, która siedzi na ziemi. Ledwo dostrzegam jej twarz spod sterty chust, które ją otaczają. Jej gazety służą jako mata.
Widzę śmieci leżące przed marmurowymi schodami banku.
Pani w małej czarnej, wbija szpilki w chodnik i mija nastolatka włóczącego się na boso bez celu.
Stary hindus czyści buty w połamanym tanku po wodzie, przed sklepem Sony gdzie w plazmach tańczą czarne piękności.

Dar Es Salam ma dwie warstwy.
Dolna to budki z jedzeniem, które przyrządza się na dworze, na kupach węgla. To biznesmeni, którzy spieszą się ze swoimi teczkami, handlarze ze stanowiskami pełnymi kiczu po jednej i piękna po drugiej stronie. To całe wojska spacerujących arabów, murzynów, hindusów, chińczyków i białych turystów.
Mięta ustąpiła spalinom i zgnitym rybom, które wypychają tlen z powietrze.
Górna warstwa miasta to piętrzące się hotele o szybach, które odbijają słońce. W Dar drzewa nie rosną na ziemi, tylko na tarasach hoteli. Palmy zdają się być przyklejone do białego tynku.

Gdybym była fotografem zrobiłabym cały album o skrajnościach w Afryce. Moje oko cyka fotki, co trzy kroki. Nie jestem fotografem, nie mam nawet aparatu, dlatego koduję wszystko w głowie.

Podążamy za naszym czarnym towarzyszem, który doczepił się gdzieś na ulicy. My oferujemy, że kupimy bilet na prom u niego, a on szuka dla nas kantorów z najlepszą ceną.
Świat jest mały, a brat naszego guidera mieszka w Polsce ze swoją nową białą rodziną.
Proponuje mi wycieczkę na Kilimandżaro
- Chętnie ale nie wiem czy starczy mi pieniędzy nawet na tą wycieczkę – odpowiadam.
- Hukana Matata my friend!
- Po za tym nie mam aż tyle czasu, muszę wracać do Zambii
- Aaaaa, next time! Hukana Matata!

Hakuna Matata, mamy szylingi, bilety na prom, słońce święci, głaskałam kraba, pot z nas ścieka, idziemy na statek na Zanzibar,

1 komentarz:

  1. Nie omieszkam obserwowac twojego bloga. Sama jestem uczennicą szkoły salezjańskiej, wpadłam tu z oburzeniem, bo 'salezjańska woda z mózgu' zabrzmiała dosyć pejoratywnie, ale widzę, że jej nie zrozumiałam ;) I dla mnie ta szkoła wiele znaczy i sporo zmieniła w moim życiu, ciesze sie, że nie mnie jednej :)

    OdpowiedzUsuń