sobota, 8 grudnia 2012

Nadzieje ze stolicy


Bóg stworzył człowieka, więc człowiek z natury jest dobry.
Świat karmi go zazdrością, pychą, rządzą władzy, egoizmem i tym podobnymi rzeczami.
Bóg nie stworzył ludzi-marionetek.
Człowiek sam decyduje, czym się żywi.

Dziewczynki z Lufubu wychowują słońce i księżyc. Ich świat kończy się tam, gdzie znika horyzont. Jeśli zachowują się egoistycznie, to nauczyły się tego TU. Jeśli biciem rozwiązują problemy, to nauczyły się tego TU. Jeśli w wieku 15 lat zachodzą w ciąże, to powielają schematy, których nauczyły się TU.
Błędne koło kręci się od wielu lat. Z braku wiedzy i doświadczenia, nic go nie hamuje. Do zmiany przykrego biegu wydarzeń potrzebna jest rewolucja.

Dziś do Lufubu przyjechało 50 rewolucji z City Of Hope. Dziewczęta pod czujnym okiem sióstr salezjanek mieszkają w stolicy Zambii. Do ośrodka trafiają jako sieroty z ciężkim bagażem doświadczeń. Molestowanie, bicie, narkotyki, gwałt, prostytucja to znaki, którymi kierowało się ich życie. Pewnego dnia zatrzymało się na salezjańskim przystanku City of Hope, w którym toczy się do czasu ukończenia 12tej klasy.

Myślę że każdy Polak wiek co mamy na myśli, gdy oceniamy czyjeś zachowanie i mówimy ‘warszafka’. W Zambii też to obowiązuje.
Pierwszą oznakę stolicy w Lufubu odczuwam na wieczornej modlitwie – dziewczyny z Lusaki przychodzą w pidżamach. To znaczy, że one mają pidżamy.
Druga oznakę widzę, gdy zwiedzamy farmę – dziewczyny nie chcą chodzić po błocie i przeskakują z kamienia na kamień, mimo że mają buty.
Trzecia oznaka – mango. W Lufubu drzew mango jest trzy razy więcej, niż domów. W Lusace zamiast nich rosną ulice, budynki i sklepy. Dziewczyny rzucają się na mango jak wygłodniałe hieny. Pożerają więcej, niż są w stanie pomieścić.
Kolejne oznaki to pisk na widok jaszczurki, narzekanie na komary, kręcenie nosem, który odczuwa wiejskie zapachy.

Do dzisiejszego dnia mój zambijski świat, zamykał się w Lufubu. Nie znałam mentalności ludzi z miasta.
W Polsce kontrast między miastem, a wsią zaciera się. W Zambii nadal jest drastyczny.
Spędzam cztery dni, w gronie stu przedstawicielek tych dwóch odmiennych miejsc,  dwóch sióstr salezjanek, i czterech wolontariuszek – w tym Moniki i Wiolki z Polski.

A co w planie?

Talent show.
Afrykańczycy wyssali z mlekiem matki zdolności taneczne. Mimo że każdy przedstawia podobny talent, to każdy z nich jest unikatowy.
Dziś mury Oratorium zapchane są przez lufubiańczyków, którzy prezentują swoje talenty. Kto nie tańczy i nie śpiewa, patrzy jak sroka na występy dziewczyn z Lusaki.
Ich ruchy zlewają się z rytmem muzyki. Świadome swoich zdolności, gną swoje ciało we wszystkie strony jakby było z gumy. Dodatkowo układ choreograficzny odbiera mi pewność, że pod ich skórą kryją się kości.
Czas na Lufubu. Na scenę wychodzi Catherin. Nuty wydobywające się z głośników, zamieniają ją w węża. Dziewczynka wije się w powietrzu. Jej ciało z ziemią, łączą jedynie minimetry skóry, które ma na palcach stóp.

Tumba falls.
Nogi zwisają mi z przyczepy. Czuję jak Eva chwyta mnie za rękę. Boi się, że wypadnę. Siedzę w ciężarówce, którą wypycha setka murzynek i tysiąc decybeli śpiewu.
Miałam do wyboru – walczyć o powiew tlenu w środku przyczepy, albo być o krok od śmierci, przy każdej dziurze w asfalcie. Mój wybór, usadził mnie na samej krawędzi podłogi. Moje oczy nie narzekają. Mają najlepszy widok na wzgórza, które kryją wodospad.

Woda uwypukla kolejny kontrast. Dziewczyny z Lusaki mają stroje kąpielowe.
Woda rozmywa kontrast, kiedy wszystkie wchodzą do wody i krzyczą jak małpy.

Noc z dziewczynkami.
W Afryce zasypiam w 15sekund. Zambijski klimat męczy mnie szybciej, niż ten polski.
Leże już trzecią godzinę, więc dlaczego nie mogę zasnąć?
Może dlatego, że śpimy w ponad pięćdziesiąt dziewczyn na poddaszu? Nasze nosy walczą o powietrze, a mój zdaje się być najsłabszy.
A może, dlatego że Sylwia, co chwila kopie mnie w udo? Leżymy ułożone jak sardynki. Każdy ruch potrząsa pozostałymi.
A może to ta burza? Deszcz bombarduje blaszany dach. Grzmoty błyskawic wypełniają mi uszy.
Zamykam oczy na dwie godziny. Budzi mnie palec Reginy, która wykonuje znak krzyża na moim czole.
- God bless you – wydobywa się z ust dziewczynki.
- What time is it? – pytam ledwo przytomna
- 05.00
- So, why don’t you sleep?
- Sun! – odpowiada z oburzeniem Regina. Przecież to oczywiste, że skoro słonce świeci, to nie można spać.

Środa 04.00. Dziewczyny z City Of Hope opuszczają Lufubu. Zaspane głosy lufubianek wyśpiewują pożegnalną pieśń.

Ogólny plan został zrealizowany.
Po za nim, każdy zrealizował swój własny, który spontanicznie odcisnął się w jego pamięci.
Na przykład.
Msza pod wodospadam, która dla Diany z Irlandii była najlepszą, na jakiej była.
Kąpiel pod prysznicem, z którego Sylwia korzystała cztery razy w dniu, bo to o wiele lepsze od rzeki.
Niebo w Lufubu, na którym Monika mogła poznać gwiazdy, których nie widać w stolicy.
Nagły wyjazd do szpitala, podczas którego, przypadkowo zabrany Maxwell mógł zobaczyć, co to szpital.

Szersze myślenie, dla mnie. Dziewczyny z Lusaki zrobiły rewolucje w moim patrzeniu na Zambie. Mam nadzieję, że dokonały też małej rewolucji w sercach moich dziewczynek. Tak bardzo potrzeba im spojrzeć za horyzont. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz