wtorek, 20 listopada 2012

Troska beztroska


Dźwięki przeplatają się przez siebie. W sieci -  ruchu ulicznego, krzyku, śpiewie ptaków, dźwiękach muzyki, hałasie telewizora, ważne zdanie, może się zaplątać. Traci na mocy, nie dociera do naszych uszu. Opuszcza nas szansa, żeby poczuć w sercu iskrę ciepła, którą wytwarza naturalne źródło – drugi człowiek.

Woda całymi litrami wylewa się z ciemnych chmur. Gęste krople wygoniły murzynków z boisk i zagnały je pod oratoryjny dach. Imiona dzieci to hałas, zgiełk, krzyk i przepychanka.
Aron i Benjamin zarysowują rękami w powietrzu koła. Ich dłonie trzymają linkę, przez którą przeskakują giętkie jak guma nogi dziewczynek.
Moje białe stopy wskakują do środka. Skóra śliska się po ziemi jakby pokryta była olejem. Widzę jak moje nogi unoszą się ku górze, a mój tyłek spada prosto w kałużę. Nie wiem czy coś mnie boli. Trzydziestoosobowy śmiech wypełnia całe moje czucie. Staram się podnieść, za nim woda zmoczy całe moje ubranie. Ubiega mnie Chris, który jednym ruchem dłoni pcha mnie z powrotem w kałużę. Zauważa, że moje spodnie nie są w całości mokre. Podnoszę się obciążona przez przyklejoną do mnie wodę. Czarni wyśmiewcy otaczają mnie z każdej strony i cieszą się, jakby Zambia wygrała właśnie mistrzostwa świata w piłkę nożną.
Z tłumu wyłania się Chilufia. Łapie mnie za rękę, patrzy prosto w moje oczy i przyciszonym głosem pyta:
„Ilona, are you ok?”
Jej głos zamiast do uszu, wpada do mojego wnętrza i przeciera się o serce. Czuję jak powstaje ciepła iskra.

W Polsce mam rodzinę, przyjaciół, dobrych znajomych. Są bardziej i mniej troskliwi. Każdy na tyle, aby zapytać, co u mnie, jak się czuję. Każdego stać na odrobinę troski. Bo to Polska. Znam polska troskę.
Dziś spotkałam się z zambijską troską.
Dlaczego dopiero dziś? Bo ciężko ją spotkać.

W Afryce dziecko staje się samodzielne w dniu, w którym wykona swój pierwszy krok. W pierwszych miesiącach życia, obwiązane chitengą wisi na plecach mamy, albo dorosłej 6letniej siostry. Pierwsze kroki na czerwonej ziemi, to kroki w niezależne życie. Dwu latek wychodzi z domu, a instynkt każe mu podążać za gronem o kilka lat starszego rodzeństwa. Rodzic nie zakłóca tego naturalnego instynktu. Przecież jego dziecko jest już samodzielne – potrafi chodzić.
Malec idzie za grupą, do momentu, aż się nie przewróci. Instynkt wyciska łzy z jego oczu i otwiera usta, żeby ból był nie tylko mokry, ale i głośny. Dziś się udało – ktoś zwraca na niego uwagę. Podbiega do dziecka i wyciera skrawkiem bluzki oblepionej błotem, mała zamoczoną twarz.

Dorosłe życie dwulatka przechodzi przez kolejne próby. Grupa dzieci, które śledzi wchodzi na drzewo, pływa w rzece, gra w piłkę, robi salta, je robaki, rośliny, nasiona.
Jak staniesz w złym miejscu na tej gałęzi to spadniesz.
Jak zjesz tą roślinę, to zwymiotujesz.
Jak pójdziesz za daleko w tą rzekę, to się utopisz.
Czerwona ziemia Afryki każdego dnia wychowuje dzieci, których nie pokona burza, głód, piekące słonce. Które nie potrafią narysować koła, ale robią salta. Które nie potrafią wymówić nazwy rośliny, ale wiedzą czy jest trująca. Które nie potrafią liczyć, a spojrzą na słońce i wiedzą, która jest godzina. Które nie znają innych państw, a w ciemności odnajdują drogę do domu.
Bo nikt się nie troszczy czy dziecko da sobie radę. Bo ono da sobie rade. W końcu jest w Afryce. To tu każdego roku dorasta najbardziej niedoceniona armia świata.
 
Gdy w ich beztroski zambijski świat wchodzi europejska troska, dzieci ulegają jej jak hipnozie.
Maluchy widzą, że przytulam Kapie, gdy płaczę. Teraz gdy chcą zwrócić na siebie moją uwagę, udają że płaczą.
Pierwsze dziecko, któremu opatrzyłam ranę, jak lep na muchy podziałało na resztę. Nie ważne czy rana jest głęboka, zaropiała, czy wielkości paznokcia. Chodzi o troskę. O tą chwilę, gdy moja uwaga skupia się tylko na nich.


Dziś Chilufia nienauczona troski, obdarza mnie troską. Pyta czy wszystko ze mną dobrze. Mała iskra rozpala we mnie takie ognisko, że mam ochotę ją przeprosić, że musiała się zmartwić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz