piątek, 14 grudnia 2012

MINĘŁY CZTERY MIESIĄCE


Życie to niekończące się pasmo pytań. Odpowiedź wydaje się być górą lodową. Dochodzisz na szczyt, a przed Tobą kolejny szlak. Kolejne pytanie. Kolejne nieporozumienie. Bezsens goni bezsens.

W dzieciństwie nie rozumiesz, jak to jest, że deszcz pada i nie wpada do kominów. Zastanawiasz się jak ludzie, którzy stoją na dole kuli ziemskiej, nie spadają w dół.
Mama każe Ci się uczyć, żebyś w przyszłości mógł zostać „kimś”. A Ty ani nie wiesz, co to ‘przyszłość’ i kiedy ona właściwie nastąpi, a już tym bardziej nie wiesz, kto to jest ten „ktoś”.

Później wkuwasz tablice Mendelejewa na pamięć i przeklinasz każdy pierwiastek, który przecież do niczego nie będzie Ci potrzebny. Uczysz się wzorów skróconego mnożenia, mimo, że od 50 lat ludzie używają kalkulatorów.

Przez całą trzecią klasę liceum przekonują Cię, że od matury to zależy całe Twoje życie. Czyli że jak nie zdasz, to będzie do bani??

Później idziesz na studia. Trochę dlatego, że chcesz, a trochę dlatego, że jak nie pójdziesz to zwali Ci się na głowę pytanie „Dlaczego nie idziesz na studia?” A Ty masz już tyle własnych pytań, że nie chcesz dobijać się jeszcze cudzymi.

Pytania pchają do przodu, mimo że nie znasz odpowiedzi. Odpowiedź przychodzi dużo później. I kiedy już ją znasz, wydaje Ci się ona taka oczywista.

Dusza odpoczywa, gdy nie dręczą jej pytania bez odpowiedzi.
Kiedy?
Gdy ufasz.
Ufasz, że jakoś to jest, że Ci ludzie jednak nie spadają z kuli ziemskiej.
Ufasz mamie, że może ona faktycznie coś wie o tej przyszłości.
Ufasz, że te studia to będzie dobra droga.
Nie wiesz dlaczego, nie wiesz jak to się stanie, ani co będzie później. Ale co innego Ci pozostaje?

Nasza dusza łaknie zaufania, więc szuka odpowiedzi w mamie, w chemii, w studiach, w horoskopie, we własnej ambicji, w zdaniu przyjaciela, w porannej kawie, w pogodzie, w siostrze, w telewizji, w muzyce i we wszystkich, co w danym momencie wydaje się mieć sens.

Przez ślepą ufność tysiące razy, czujemy się rozczarowani.
Bo rodzice umierają, przyjaciele oszukują, prace tracimy, horoskop okłamuje, muzyka się nudzi, a pogoda jest zmienna. Wstajemy lewą nogą i gubimy gdzieś ambicje i pewność siebie. Nasza dusza doznaje zawodu.

Czasem dopiero, gdy zostawisz to, co do tej pory tworzyło Ciebie i Twój świat, zaczynasz rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Zaczynasz rozumieć, że jedynym który nie okłamuje, nie zmienia się i nie opuszcza - jest Bóg.

I gdy siedzisz na trawie, która obrasta czerwoną ziemię Afryki, 13 tysięcy kilometrów od „domu”. I gdy masz ochotę wziąć w ręce karabin maszynowy i rozstrzelać wszystkich w koło. I już nie pamiętasz, dlaczego w ogóle chciałeś tu przyjechać i co Ty tu właściwie robisz. I kiedy wydaje Ci się, że jesteś bezsilny, bo świata nie zmienisz. I kiedy widzisz, że nie pasujesz do miejsca, w którym żyjesz.
Wtedy masz ochotę spakować swoje manatki i pierwszym samolotem, wrócić do Polski.
Wtedy MAM ochotę spakować swoje manatki i pierwszym samolotem wracać do Polski.
Ale nie robię tego.
Dlaczego?
Bo tak chce Pan.

Zaufać Bogu to jakby dostać mapę, gdzie start wyznacza data Twoich urodzin, a metą jest zbawienie.

Bo czy mogę zaufać sobie?
Kiedyś chciałam być weterynarzem. Później miałam się uczyć systematycznie. Obiecywałam sobie, że od poniedziałku będę jeść mniej. Miałam biegać raz w tygodniu. Wmawiałam sobie, że więcej już się tak nie upije. Postanawiałam, że następnym razem wstanę wcześniej. Że to, że tamto.
Gdy świeciło słonce, śniadanie smakowało, a ludzie uśmiechali się jakby szerzej, to moje plany wydawały się być prostą drogą usłaną kwiatami. A potem przychodziły chmury, zapominałam zjeść śniadania, a ludzie wkurzali na każdym kroku. Wtedy cały plan szlag trafiał.

Bo emocje, które nami kierują to karuzela naszego życia – raz się cieszysz, że się kręci, a później chce Ci się wymiotować.

Nie ma sensu bawić się w przewodnika po własnym życiu, bo nie wiemy nawet, co się stanie za godzinę.
A Bóg wie.

Tym oto sposobem, od czterech miesięcy jestem w Afryce. 

4 komentarze:

  1. Zastanawiałaś się może kiedyś Ilona dlaczego ludzie nie wierzą w siebie, nie szukają siły w sobie, nie ufają sobie i swoim wyborom? Za to koniecznie szukają jej wokół siebie nazywając to konkretnie po imieniu: Bóg, Mahomet, Budda, Święty X, Święty Y, obrazek, rzeźba, symbol... itd itp?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale przecież ludzie wierzą w siebie, ufają sobie i swoim wyborom. Gdyby tak nie było to nie wybuchały by wojny, a małżenstwa my się nie rozpadały. Owszem ludzie potrafią wybrać też dobro i miłość. Ale ufając sobie zawsze jest ryzyko obrania złej drogi. Zaufać Bogu to wybierać dobrze. Wybiera się samemu. Wyjazd na misje to był mój wybór i nie zanzywam tego "Bogiem", bo on nas do nieczego nie zmusza. Sama decyduje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jaka jest wg Ciebie różnica między: "zaufam sobie", a "zaufam Bogu"?

      Mam wrażenie, że WSZYSCY - wierzący w Boga i niewierzący mówią tym samym językiem, tylko nazywają inaczej rzeczy i zjawiska które ich otaczają.

      Mam wrażenie ale też doświadczenie, że zarówno Ci co wierzą i Ci co nie wierzą popełniają błędy, dokonują wyborów których żałują, żałują przez chwilę lub po prostu wątpią. Ci pierwsi jednak powiedzą: "Pan tak chciał", Ci drudzy: "Tak mi się wydawało".

      Nie ważne jaką religię się wyznaje, czy się wierzy w Boga czy nie - jeżeli się chce można pomagać bliźniemu. Siłą jest wiara w cel i umiejscowienie na drodze do celu siebie i tych którym chce się pomóc.

      Usuń
  3. Trafiłam tu zupełnie przypadkiem szukając blogu o Japonii mojej koleżanki...
    Gdy Google wyrzuciły mi tytuł "Salezjańska woda z mózgu" westchnęłam i pomyślałam sobie "znowu nagonka na wierzących...". Weszłam, żeby zobaczyć co tym razem moi współbracia w wierze zrobili źle. Kilka sekund wystarczyło Panu, aby dotknąć mojego serca, które bardzo zawstydziło się swoimi pochopnymi sądami.
    Jestem pod ogromnym wrażeniem tego co piszesz- i jak piszesz (przepraszam za przejście na „ty”). Mam ochotę wsiąść w najbliższy samolot do Afryki i Cię serdecznie wyściskać :)! Ograniczę się jednak do napisania komentarza.
    Jestem licealistką. Marzę o tym, aby jak Ty rzucić wszystko i iść za Panem. Chcę pomagać ludziom, wierzyć; ale nie tak trochę- na 100 procent :)! A wydaje mi się, że pierwszym krokiem będzie wyjazd na inny kontynent, by głosić chwałę Pana! Boję się jedynie, iż nie znajdę odwagi… Jesteś wspaniałym świadectwem.
    Mogłabym napisać dużo dużo więcej. Mogłabym napisać to ładniej, zgrabniej, lepiej przybrać w słowa. Mogłabym skomentować wszystkie wpisy. Mogłabym zapewnić Cię, że jesteś super, że będę tu wchodzić codziennie, że …
    To tylko słowa. Chcę Cię i Twoje powołanie otaczać modlitwą. Wierzę, że tak chce On.
    Chwała Panu, Siostro!

    OdpowiedzUsuń