poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Kury muchy i ryby

Samochód to nasz targ. Jeździmy razem z Judy po Zambijskich wioskach i miastach i sprzedajmy kurczaki. Gdzie? Na przeciwko sklepu "friends drugs", koło psa bez lewego ucha, obok plakatu "safe sex", pod SZPITALEM! Judy ma znajomego wśród pacjentów. Idziemy go odwiedzić.
Budynek przypomina gorszej marki barak. Powietrze jest ciężkie od unoszącego się zapachu spalonego kabanosa. W szpitalu na pełen etat zatrudnione są muchy. Swoją liczbą trzykrotnie przewyższają ilość dostępnych leków. Skrupulatnie odwiedzają każdego z pacjentów kilka razy dziennie. Dokładnie badają każdy skrawek ciała. Wchodzą do uszu, do nosa, spacerują po ustach. Wybite szyby w co drugim oknie, ułatwiają im swobodne przelatywanie z pokoju do pokoju. Jedynymi przeszkodami są opierające się o ściany drabiny i blachy.

Judy targuje się z lekarzem o cenę kur. Rozglądam się wkoło. Przez zardzewiałą bramę przechodzi BIAŁY chłopak. Obracam się, a ze szpitala bez drzwi wychodzi drugi BIAŁY chłopak. Gadka szmatka. Pochodzą z Austrii, studiują medycynę, przyjechali na dwumiesięczne praktyki. Opowiadają anegdotki z życia szpitala. Pracuje tu dwóch lekarzy. Na początku ubiegłego tygodnia jeden z nich wyjechał na trzy dni. Po jego powrocie miał wyjechać drugi lekarz . Ten pierwszy nie wrócił, ten drugi i tak wyjechał.

Udało się sprzedać sześć kur. Dla szpitala który nie ma lodówki.

Market. Siedzę obok koleżanki Judy- Veronici, która sprzedaje mini ryby pomieszane z błotem. Obok stary murzyn sprzedaje mięso. Nie napisał jakie. Po co? Przecież nabił na pal z lewej strony ociekającą krwią głowę krowy, a z prawej kozła.
Judy maluje mi usta różowym błyszczykiem z brokatem. Trzeba dobrze wyglądać, gdy sprzedaje się kury.

Musimy jechać do rybaka na plażę- mówi moja pierwsza czekoladowa koleżanka.
Czyste powietrze. Dźwięk fal który odbija się o wrak statku, bez przeszkód wpływa do moich uszu. Nie widzę lądu na horyzoncie. Muszle przypominające makaron "świderki" wbijają mi się w stopy. Scenograf "Piratów z Karaibów" byłby zachwycony.
Trzysta jaj na środę proszę!- rybak zakłóca mój spokój.
Po co mu aż tyle?Robi z nich przynętę?

Patroszę ryby. Kupiłyśmy je z Judy na ulicy od Pana bez jedynki z przodu.

5 komentarzy:

  1. ostro.
    Ilona nie chodź na bosaka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ilonka - to jest lepsze niż M jak Miłość :) Czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki z Lufubu i okolicy... i dodaję do ulubionych

    OdpowiedzUsuń
  3. Chociaż Cię nie znam, to czytam z zaciekawieniem Twojego bloga i oczekuję na nowe opisy, robisz to tak wspaniale, że naprawdę doskonale się to czyta :) Oczywiście poleciłam znajomym ten blog i każdy podziela moje zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tylko czekać, aż autorka pojawi się wśród zaproszonych gości na gdyńskich KOLOSACH. Ustawię się w kolejce po książkę w EMPIKu. Pozdrawiam i życzę wszelkiego błogosławieństwa. Nich Dobry Bóg i Maryja Zawsze Dziewica mają Cię w swojej opiece. Amen.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też z chęcią bym kupiła książkę i starałabym się o autograf :)

    OdpowiedzUsuń