niedziela, 9 września 2012

Potomkowie Abrahama


03.09

Początek Oratorium to wrzask. Składa się z mieszaniny dźwięków o różnej barwie i natężeniu. Ich źródłem są małe murzyńskie gardła. Moje uszy z haosu wyłapują parę słów: Ilona, basketball, book, drawing, ball i tym podobne.
Brat z Tanzanii wyjechał na miesiąc. Zostaliśmy z Krzyśkiem jedynymi odbiorcami wrzasku. Nie daje rady podążać za każdym dźwiękiem. Raz wybieram ‘basketball’, raz ‘book’, raz ‘drawing’ itp.
- G-I-R-A-F-F-E – wymawiam wyraźnie każdą literę, a Mary zapisuję wyraz na tablicy.
- Giraffe!- czytają dzieci chórem.
- Ilona!Giraffe! Go to Bush!(Ilona! Żyrafa! chodź do buszu)-  krzyczy Maxwell. Mój mózg nie przerobił jeszcze dźwięku, który wypłynął z ust chłopca, a dzieci już trzymają mnie za ręce i prowadzą w stronę buszu. Właściwie czemu nie? Czy zawsze musimy spędzać czas w Oratorium? Kurcze się o pół metra, skóra robi mi się czarna. Zapominam że nie jestem koleżanką z podwórka dzieci, które maszerują ze mną po czerwonej drodze.
- Ilona! No! There are snakes!- słyszę nowy dźwięk za swoimi plecami. Obracam się. Moje oczy spotykają rozsądny wzrok czternastoletniego chłopca, który podsuwaja mi nową myśl- „O zachodzie słońca do buszu z dziećmi!?”
- Jak Ci na imię?- pytam posłańca mojego Anioła Stróża
- ABRAHAM- odpowiada chłopiec głosem zbyt niskim jak na jego wiek.
Stary Testament stanął mi przed oczami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz