poniedziałek, 24 września 2012

Road of Africa


Kto zbudował drogi asfaltowe w Zambii? Naród, który za parę lat, będzie wkręcał nam żarówki w pokojach. Chińczycy.

Jestem na wzgórzu. Przyglądam się azjatyckiemu dziełu, które przecina czerwoną ziemie Afryki. Z tej perspektywy droga wygląda jak czarna serpentyna, rzucona na zielono-żółtą sawannę i rozlewiska. Jej obrzeża zdobi tysiące kolorowych punkcików. Znaki drogowe? Tu nie ma znaków drogowych. To ludzie. Podczas kilkudziesięcio kilometrowej drogi można ich spotkać setki. Jak długo tak idą? Ciężko stwierdzić. Poruszają się tym samym, niczym niewzruszonym tempem.

Czarna kobieta z dzieckiem na plecach, zakłóca jednostajny rytm marszu- przyspiesza. „Hallo, dlaczego się śpieszysz?”- pełne zdziwienia pytania, ograniczają jej ruchy. Kobieta odnajduje zgubiony rytm marszu - zwalnia.

Osiemdziesięciopięciokilometrową trasę z Lufubu do HasziKiszi można pokonać w 30 minut. Sprzyja temu prosta droga, samochody przejeżdżające średnio raz na piętnaście minut, dwa skrzyżowania dróg.
Pokonuję drogę w 45 minut.
Tracę czas na slalom pomiędzy dziurami, które wyglądają jakby na asfalt spadały meteoryty wielkości dorosłej świni. Redukuje biegi, aby nie zabić biegających po drodze kuz. Zwalniam, gdy jadę pomiędzy wioskami – z każdej strony nadbiegają dzieci. Rozpraszają mnie bagaże ludzi. Kobieta w czerwonej chitendze niesie na głowie garnki, w których można by ugotować obiad dla całego wojska. Mężczyzna w błękitnym kombinezonie jedzie rowerem. Na bagażniku wiezie deski ułożone w trójkąt o wysokości 3 metrów.

W Afryce trzeba się dobrze skupić, żeby się zgubić. Aby dotrzeć z miejsca A do miejsca B, należy jechać 30 kilometrów prosto, skręcić w lewo i dalej 50 kilometrów prosto.

Jestem na wzgórzu. Przyglądam się azjatyckiemu dziełu, które przecina paletę zieleni i żółci.

Gdyby sytość kolorów odpowiadała sytości ludzkiego żołądka w Zambii nikt nie byłby głodny.

3 komentarze:

  1. "Gdyby sytość kolorów odpowiadała sytości ludzkiego żołądka w Zambii nikt nie byłby głodny." :'I -obserwuję Pani bloga od kilku dni. Podoba mi się coraz bardziej... Ma Pani piękne pióro. I piękne serce!
    Ja też kiedyś pojadę na misje. Najpierw muszę tych kilka lat posiedziec jeszcze w szkole... ;)
    Gorąco pozdrawiam, z pamięcią w modlitwie, Jula.

    OdpowiedzUsuń